Dziennik obłędu - rozdział 24

Warszawa, 29 października 2019 (2 dni do Otwarcia Wrót)



Niestety, okazało się, że wesele, o którym przeczytałem było weselem Moniki i Tomka. Brukowce bezdusznie opisały całe wydarzenie, nazywając Monikę Krwawą Panną Młodą. Mam nadzieję, że Ola prędko się o tym nie dowie. Ja byłem wstrząśnięty tym, co się stało, a co dopiero ona.

Nie mogę przestać myśleć o tym morderstwie. Z jednej strony dlatego, że ich znałem, z drugiej zaś zastanawiam się, czy to mogło być jakoś powiązane ze mną. Czy możliwe, że za moją przyczyną demony zaczęły brać odwet na osobach z mojego otoczenia? Czy Tomek zginął przeze mnie? Czy Monika została opętana czy była tylko szalona?

Nie potrafiłem się na niczym skupić ani funkcjonować normalnie. Tornado myśli szalało mi po głowie zataczając coraz ciaśniejszy krąg. Zdecydowałem w końcu, że powinienem poinformować o wszystkim Adama. Owszem, zabronił mi kontaktować się, ale do Otwarcia Wrót pozostało kilka dni. Co jeżeli to wydarzenie ma jakiś związek ze sprawą? Co jeżeli pomoże ustalić personalia okultystów? Może też byli na tym weselu?

Nie mogłem czekać. Od razu po robocie poszedłem do mieszkania na Tenisowej. Dobijałem się do drzwi przez kwadrans, jednak wyglądało na to, że Adama nie ma albo perfidnie mi nie otwierał. Wysłałem SMS-a, aby się do mnie odezwał, i wróciłem do siebie.

Jeżeli mój tok rozumowania był słuszny i faktycznie w morderstwo były zamieszane siły piekielne, musiałem bardzo uważać. Nagle tknęło mnie, że nie tylko ja, ale także moi rodzice i Ola byli zagrożeni. Natychmiast wyjąłem telefon i wykręciłem jej numer. Żadnego odzewu. Po paru minutach zadzwoniłem ponownie. Bez zmian. Zacząłem się poważnie denerwować i ponawiałem wybieranie numeru co trzy minuty. Po kilku takich próbach nie wytrzymałem i wyszedłem. Wsiadłem w tramwaj i pojechałem do niej.

Drzwi na klatkę schodową były roztwarte na oścież, a na ulicy przed kamienicą stała karetka na sygnale. Serce podchodziło mi do gardła, kiedy wbiegałem po schodach. Załomotałem głośno w drzwi i nacisnąłem klamkę. Były otwarte. Wpadłem do mieszkania i od razu mi ulżyło. Ola siedziała na kanapie z laptopem na kolanach i słuchawkami stereofonicznymi na głowie. Nie dziwne, że nic nie słyszała. Pokręciłem głową, nie dowierzając własnej paranoi. Podszedłem do niej i dopiero wtedy mnie dostrzegła. Poderwała się na równe nogi, zrzucając niemal komputer na podłogę.

− Co tu robisz? – zapytała z szeroko otwartymi oczami.

− Byłem w okolicy i pomyślałem, że wpadnę – skłamałem. – Dzwoniłem, ale nie odbierałaś, więc przyszedłem. – Wzruszyłem niewinnie ramionami.

− Wystraszyłeś mnie – sapnęła.

− Wejście na klatkę było otwarte. Pukałem, ale nie otwierałaś, to wszedłem.

− Robert, bardzo się cieszę, że wpadłeś – wyglądała na mocno zmieszaną − ale muszę zaraz wyjść.

− Nie ma sprawy – odparłem. – Jak już mówiłem, byłem w okolicy. Przepraszam za wtargnięcie.

Ubrała się i w przeciągu kwadransa byliśmy w drodze na tramwaj. W pewnym momencie Ola stanęła jak wryta i zaczęła przeszukiwać nerwowo torebkę.

− Kuźwa... Zapomniałam portfela – syknęła.

− Polecę, daj  klucze – odparłem bez namysłu.

Ola jakby chwilę rozważała moją propozycję, ale wręczyła mi pęk i poinstruowała, gdzie mogła zostawić portfel. Popędziłem ile tchu do mieszkania. Wparowałem do środka jak SWAT i zacząłem szukać zguby. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że nigdy nie zwracałem uwagi na wystrój. Za każdym razem jej pełnię pochłaniała Ola. Teraz, kiedy nie było jej w środku, zacząłem zauważać meble, kolor ścian, zasłon, dywan na podłodze... Śmieszna sprawa, ale tak właśnie było. Podszedłem do regału, ale nie było tam portfela. Rozglądałem się dalej, chodząc po całym mieszkaniu i w końcu dostrzegłem go na krześle pod ścianą. Kiedy po niego sięgnąłem, zerknąłem na wiszące na ścianie czarno-białe, oprawione zdjęcie. Przedstawiało starszego mężczyznę na tle biblioteczki. Niby nic nadzwyczajnego, ale rysy mężczyzny wydały mi się jakieś znajome. Pewnie jej dziadek – pomyślałem. W pośpiechu zamknąłem mieszkanie i biegiem ruszyłem z powrotem do Olki. Odprowadziłem ją na tramwaj, a sam pojechałem do siebie.

Adam nic nie odpisał i wciąż nie oddzwaniał, więc po drodze znowu zahaczyłem o Tenisową. Wyglądało na to, że mieszkanie ciągle stoi puste, więc zostawiłem w drzwiach karteczkę i wróciłem do domu. Nie chciałem być nachalny, ale cała sytuacja coraz bardziej wydawała mi się podejrzana. Przeszło mi jeszcze przez myśl, że może Adam siedzi na działce i czyści rewolwery, szykując się do starcia z demonami. Nie zamierzałem jednak tego sprawdzać. Poszedłem do siebie. Znajdzie liścik w drzwiach, to się skontaktuje. Albo i nie...

Comments
* The email will not be published on the website.