Warszawa, 27 października 2019 (4 dni do Otwarcia Wrót)
Przez wydarzenia z piątku nie bardzo miałem ochotę na ten cały ślub i wesele. Po kąpieli w Wiśle musiałem rozebrać zarówno pistolet, jak i karabinek do wyczyszczenia i przesmarowania oraz znaleźć inny sposób na dobranie się do środowiska okultystycznego. Obiecałem jednak Oli, że z nią pójdę, więc zacząłem przygotowywać się do wyjścia.
Ceremonia miała się odbyć o godzinie osiemnastej w kościele Św. Anny przy Placu Zamkowym. Następnie mieliśmy pojechać na wesele do Pruszkowa. Z tego wszystkiego zapomniałem się dowiedzieć, czyj to jest w ogóle ślub. Jeżeli kogoś z jej rodziny, czekało mnie zapoznanie z jej rodzicami. Nie będę kłamał, że się nie denerwowałem. Chciałem zrobić jak najlepsze wrażenie.
Spotkaliśmy się z Olą na Placu Bankowym, skąd tramwajem pojechaliśmy pod kościół. Ubrała się w granatową sukienkę, podkreślającą jej smukłą talię, oraz krótki żakiet. Ubrany w dżinsy, koszulę i niezobowiązującą marynarkę, wyglądałem przy niej jak obwieś. Na szczęście zupełnie jej to nie przeszkadzało.
Kiedy weszliśmy po schodach nad trasę W-Z, od razu zorientowałem się, że coś jest nie tak. Było tuż przed osiemnastą, a przed kościołem nie widać było żadnych tłumów gości czy choćby limuzyny państwa młodych. Podeszliśmy bliżej i okazało się, że w środku odbywa się jakieś nabożeństwo, ale z pewnością nie była to ceremonia ślubna. Ola wyglądała na mocno zaniepokojoną i zdenerwowaną. Jej twarz wykrzywiła się w zagadkowy grymas. Odciągnęła mnie kilka metrów od budynku kościoła i wygrzebała z torebki zaproszenie. Zbladła.
− Jaka jestem głupia – syknęła, po czym pokazała mi bilecik.
Na zaproszeniu widniała godzina osiemnasta, ale w nawiązaniu do wesela. Ślub odbył się o godzinie szesnastej.
Olka była wściekła. Chodziła w tę i we w tę nieco spanikowana. Starałem się ją uspokoić, że każdemu mogło się to przytrafić i natychmiast wezwałem taksówkę. Teraz byłem niemal przekonany, że to rodzinna impreza.
Dotarliśmy na wesele o godzinie dziewiętnastej. Wszyscy goście bawili się już w najlepsze. Parkiet pękał w szwach od tańczących par, a obsługa uwijała się jak w ukropie. W pierwszej kolejności ruszyliśmy na poszukiwanie młodej pary, aby złożyć im życzenia i przeprosić za spóźnienie. Ola w parę chwil wypatrzyła białą suknię ślubną panny młodej i pociągnęła mnie za sobą w tłum. Gdy stanęliśmy w końcu na przeciwko świeżo upieczonych małżonków, zmroziło mnie. Ich zresztą też. Tylko Ola nie zdawała sobie sprawy z niezręczności sytuacji. To było wesele Moniki i Tomka. Stali wpatrzeni we mnie, a ja w nich, podczas gdy Ola nawijała im makaron na uszy. Jestem przekonany, że nie słyszeli ani jednego słowa, które wypowiedziała. Machinalnie odebrali prezent z jej rąk, jednak nie uśmiechali się. Ola w końcu zorientowała się, że coś jest nie tak i niepewna spojrzała na mnie, a potem na nich. Nagle chyba ją tknęło, że z jakiegoś powodu sytuacja zrobiła się niezręczna.
− Roberta znacie, prawda? – zapytała.
− Znamy – odparł Tomek, podczas gdy Monika wciąż milczała z zaciśniętymi ustami.
Wyglądała na wściekłą, że pojawiłem się na jej weselu i to nie zaproszony.
− Gratulacje. – Uścisnąłem rękę Tomkowi i niemal siłą odciągnąłem Olę.
Sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej napięta, kiedy za plecami usłyszeliśmy wściekły głos Moniki pytający Tomka, co ja tutaj robię i to w towarzystwie Oli?
Ola spojrzała na mnie zdezorientowana i nieco wzburzona.
− Zaraz ci wszystko wytłumaczę – uspokoiłem ją, po czym skupiłem się na odnalezieniu naszych miejsc przy stoliku.
Był pusty, więc mogłem bez ogródek wytłumaczyć, co przed chwilą zaszło.
− Monika jest moją byłą dziewczyną – wypaliłem prosto z mostu, jak tylko usiedliśmy.
Ola zrobiła wielkie oczy.
− Miałeś zamiar kiedyś mi o tym powiedzieć? – zapytała zdenerwowana.
− Nie widziałem takiej potrzeby – przyznałem. – Nie mówiłaś, że to ich wesele. – Też byłem zdenerwowany. – Nie rozstaliśmy się w zgodzie.
− Widzę. Mogłeś chociaż... Zaraz, przecież jak się poznaliśmy, powiedziałeś, że jesteś jej znajomym. Wtedy, jak jej szukałeś. To kiedy się rozstaliście? – zapytała podejrzliwie.
− Dawno temu – uspokoiłem ją. – Kiedy się poznaliśmy, szukałem jej na prośbę Tomka. Pamiętasz? Mówiłem, że wyjechał za miasto i że się o nią niepokoi...
− Coś było... – Spojrzała na mnie wciąż niepewnie. – Dlaczego się rozstaliście?
Przeczesałem ręką włosy. Nie lubiłem wracać do tego tematu.
− Powiedzmy, że Monika wyznaje odmienne wartości moralne od moich – wyjaśniłem.
− Co mam przez to rozumieć? – Ola nie odpuszczała. Z pewnością nie podobało się jej, jak została potraktowana przez młodych i chciała jakichś „brudów” aby poczuć się lepiej.
− Pokłóciliśmy się kiedyś o jej imprezowanie. Mieszkaliśmy wtedy razem. Monika stwierdziła, że dopóki jej nie przeproszę, będzie mieszkać u znajomej. Po paru dniach okazało się, że nie zatrzymała się u koleżanki, ale u kolegi i to mojego – wyznałem gorzko. – Naopowiadała mu głupot, że ją biję i znęcam się psychicznie. Mało brakowało, a zebrałbym za to bęcki... Aha, no i sypiała z nim. Tak wyglądało nasze rozstanie.
− A wtedy, jak jej szukałeś na prośbę Tomka, to gdzie ją w końcu znalazłeś? – zapytała.
− Nie mogę powiedzieć – odparłem. Nie chciałem jeszcze bardziej mieszać w tyglu, opowiadając Oli, co wyprawiali koledzy jej brata. – To już jest sprawa, o której może mówić tylko Monika.
Ola nie wyglądała na usatysfakcjonowaną taką odpowiedzią, ale nie drążyła dalej tematu. Wiedziałem, że ten wieczór nie będzie należał do udanych. Monika życzyła mi jak najgorzej i nie potrafiła znieść myśli, że jestem razem z Olą i to na jej weselu. Natomiast Olka miała Monice za złe, że ją tak potraktowała. Cały czas starałem się odwrócić uwagę Oli od sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, ale widziałem po jej zachowaniu, że wciąż ją to dręczy. Nie mogłem nic poradzić. Wesele zamieniło się w torturę. Starałem się, jak mogłem, jednak po paru godzinach po prostu wyszliśmy. Zaproponowałem, że możemy pojechać do niej i spędzić trochę czasu razem. Ucieszyła się na taki pomysł. Powiedziała, że ma fajny film. Ja na to, że jak nie będzie zbyt późno, możemy zamówić pizzę albo jakiegoś kurczaka.
Byliśmy na miejscu chwilę przed dwudziestą trzecią. Ola zamówiła pizzę, a ja odpaliłem film. Poczułem się trochę oszukany, bo okazał się komedią romantyczną, ale najważniejsze, że Ola była zadowolona. Jedliśmy pizzę, piliśmy piwo, oglądaliśmy jakiś gniot i tuliliśmy się do siebie. Jeżeli to nie było szczęście, to nie wiem, co nim jest.
Przed pierwszą wyłączyliśmy telewizor i niechętnie zacząłem zbierać się do wyjścia.
− Nie zostaniesz? – Ola spojrzała na mnie zaskoczona.
Wiedziałem, że potrzebowała mojej obecności, mojej bliskości, jednak obiecałem Adamowi... Zaraz, przecież Adam się na mnie wypiął. Dlaczego miałbym przedkładać jego widzimisię nad relację z moją dziewczyną? – pomyślałem sobie.
Zostałem. Spędziliśmy namiętną noc, a potem gorący poranek. Było fantastycznie. Oboje czuliśmy się spełnieni i kochani. Wywód Adama o budowaniu fundamentów związku z pewnością był słuszny, ale nie w naszym przypadku. Rozumieliśmy się z Olą niemal bez słów. Uzupełnialiśmy się, jak brakujące elementy układanki. Im dłużej byliśmy razem, tym większej nabierałem pewności, że to właśnie z nią chcę spędzić resztę życia.
Kiedy rano Ola wyszła do sklepu po zakupy na śniadanie, ja leżałem w łóżku przeglądając internet. Byłem ciekaw, czy znajdę jakieś wzmianki o akcji policji nad Wisłą. Chciałem poznać oficjalne stanowisko władz w sprawie tego, co tam znaleźli. Niestety nic takiego nie było opisane. Moją uwagę przykuła natomiast krótka wzmianka o morderstwie w Pruszkowie. Kiedy otworzyłem artykuł i zacząłem czytać, nagle zerwałem się na równe nogi. W trakcie wesela panna młoda pokłóciła się ze swoim dopiero co poślubionym mężem i przy krojeniu tortu pchnęła go nożem. Kiedy upadł, wpadła w jakiś amok i niemal odrąbała mu głowę. Uspokoiła się dopiero, kiedy przyjechała policja. Obezwładnili ją i aresztowali. Mężczyzny nie udało się uratować. Wszyscy goście weselni zostali zatrzymani do przesłuchania. Sprawa jest wyjaśniana.
Stałem wyprostowany jak struna, a z każdym kolejnym czytanym słowem serce waliło mi coraz mocniej. Byłem przekonany, że chodzi o Monikę. Co powinienem robić? Czy mówić o tym Oli? Nie. To mogłoby wzbudzić w niej niepotrzebne poczucie winy, że w jakiś sposób była powodem tego wydarzenia. Musiałem wszystko przemilczeć i udawać, że nic się nie wydarzyło. Tak naprawdę nie miałem zresztą pewności, że chodziło właśnie o to wesele. Choć intuicja tak mi podpowiadała. Musiałem zachować zimną krew.